Dwa lata temu skakałam po raz pierwszy. Stojąc na krawędzi platformy modliłam się żeby już było po wszystkim. Ze strachu kręciło mi się w głowie. Chciałam zawrócić. Ale powrotu nie było.
- One, two, three, bungeeeeeeeeeeee! - usłyszałam
Skoczyłam!!!
I czas jakby się zatrzymał w tej sekundzie. Do dziś pamiętam to uczucie. To bezwładne spadanie, bezsilność, dyskomfort, a potem ulgę, ze już po wszystkim, przechodzącą w dumę, ze się udało, a potem w dziką radość. Mieszanka adrenaliny i endorfin była tak silna, ze przez dwa tygodnie odczuwałam tego efekty.
Arek i Barry też skakali. I tak samo odczuwali efekty skoku. Tego się nie da opisać. W mózgu zachodzą takie reakcje, na które człowiek nie jest przygotowany.
I teraz, 4 października, tym razem w nocy, stanęłam znów na tej samej platformie. Fakt, ze robiłam to drugi raz wcale nie ułatwił sprawy. Strach był ogromny. I chęć odwrotu taka sama. Pomagała jednak ograniczona widoczność. To był skok w totalną ciemność...
I wszystko stało się tak szybko... kilka minut później znów stałam na moście - zadowolona z siebie i szczęśliwa ze już po wszystkim..
I powrót do roku 2012:
Filmik z pierwszego skoku znajduje się tutaj. Wtedy miałam kamerę podczepioną do nogi, więc filmik nie oddaje całego klimatu niestety..
Filmik z drugiego skoku znajdziecie tutaj :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz