poniedziałek, 23 marca 2015

"Dziadek" Donald

Kiedyś często w drodze do pracy mijałam starszego pana. Zawsze o tej samej porze wychodził z domu z psem i bawił się z nim plastikowym kółkiem - podnosił je laską i wyrzucał w powietrze.

Zaczęły się krótkie rozmowy z dziadkiem  - o pierdołach, pogodzie i życiu:) Z psem też się bawiłam - rzucałam tym obślinionym kółkiem..

Wiele razy biegłam potem spóźniona do pracy - z obślinionymi rękami i z uśmiechem na twarzy :) Bo lubiłam te moje poranki z "dziadkiem" Donaldem :) On też mnie lubił. Machał mi zawsze z daleka, uśmiechał się i powiadał często "she's got the style of her own"... 

Kilka miesięcy temu, gdy zatrzymałam się żeby znów porozmawiać Donald miał smutek w oczach. Zmarła jego żona. Był z nią ponad 50 lat. Powiedział wtedy, że jego czas tez już się zbliża. Widywałam go po tym jeszcze. Donald mimo wszystko nadal pozostał pogodnym człowiekiem. Powtarzał często, żeby nie kłócić się nigdy z tą drugą osobą, że życie za krótkie jest na kłótnie...

W listopadzie zmieniłam pracę, więc wychodziłam z domu o innej porze. Przestałam spotykać dziadka. Niedawno przeszłam koło jego domu w nadziei, że go zobaczę. Okna były odsłonięte, więc zajrzałam do środka, a tam - puste ściany...

Zdecydowałam się dziś spytać pierwszą napotkaną osobę z jego sąsiedztwa, co się stało z Donaldem. Dowiedziałam się, ze zmarł kilka tygodni temu...

Dziadek Donald pojawił się na krótko w moim życiu i zniknął. To był mały epizod. Kilka momentów zebranych do kupy. Ale życie składa się właśnie z momentów. I jeśli wnoszą one coś pozytywnego, to warto o nich pamiętać..
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz